Amerykanie mają nową mistrzynię US Open. Sloane Stephens pokonała w finale Madison Keys 6:3, 6:0.

To był prawdziwy „amerykański sen” dla wielbicieli tenisa za oceanu. W najbardziej prestiżowym turnieju rozgrywanym na tym kontynencie w finale spotkały się nieoczekiwanie dwie Amerykanki. Żadna z nich nie zagrała w tegorocznym Australian Open, a wszystko za sprawą kontuzji. Stephens przeszła operację stopy, a Keys miała problemy z nadgarstkiem.

Pierwsza z wymienionych tenisistek pod koniec lipca tego roku była notowana na 957. miejscu w rankingu WTA! Jej styl gry to spokojna gra, która ma wybić z uderzenia przeciwniczkę. Z kolei Keys to agresywnie grająca zawodniczka. W finale wygrał rozsądek i uważna gra w obronie. Częste zmiany kierunku piłki i jej podnoszenie były przepisem na sukces dla Stephens, która właśnie tym sposobem zwyciężyła w pierwszym secie.

W drugiej partii dalej byliśmy świadkami niezwykle mądrej gry Amerykanki. Szybko przełamała Keys i wyszła na prowadzenie 2:0. Ręce same składały się do oklasków przy kolejnych świetnych technicznie uderzeniach Stephens. To był crème de la crème tenisa w drugim secie, która zwyciężyła nie tracąc nawet jednego gema.

Mecz trwał równą godzinę, podczas którego Stephens obroniła trzy break pointy i wykorzystała pięć na dwanaście szans na przełamanie. Ponadto w swoich statystykach zapisała tylko sześć niewymuszonych błędów. Dla niej zwycięstwo w US Open to niewyobrażalny awans w rankingu WTA, bo z 959. miejsca na 17. lokatę! Dla Keys bardzo dobry występ będzie oznaczał wskoczenie do pierwszej dwudziestki światowej listy.

To był pierwszy od 2002 roku finał, gdzie zagrały dwie reprezentantki Stanów Zjednoczonych. Ostatni taki przypadek był pojedynkiem sióstr Williams.