Polski koszykarz odchodzi z piedestału sportowców. Piotr Trybański nie zdobędzie już 3. punktów.

Na życie każdego sportowca składa się kilka faz rozwoju. Początki fascynacji, pierwsze treningi, mecze, sukcesy etc. Po jakimś czasie człowiek spogląda w dal z szerszego planu i dostrzega, że osiągnął tyle, ile mógł. Ostatecznie każdy sportowiec zmierza w tym samym kierunku, a końcem jego wędrówki jest sportowa emerytura.

Tego samego zdania jest Cezary Trybański, który właśnie odnalazł swoje szczęśliwe zakończenie w koszykówce. Jego koniec kariery jest jednocześnie ostatnią stroną w historii polskich koszykarzy, bowiem jako pierwszy podpisał kontrakt z zespołem NBA. W lidze NBA nie gościł zbyt długo, gdyż tylko przez okres 3 lat. Powodem tej sytuacji rzekomo była zła postawa Trybańskiego. Koledzy z reprezentacji dosyć często wspominali, że zabrakło mu charakteru i wiary we własne możliwości. Po tym, jak otrzymał sowite wynagrodzenie (4,8 mln dolarów), spoczął niejako na laurach. Nie angażował się w meczach ligi amerykańskiej, toteż jego wysoka pozycja w drużynach szybko spadała. W NBA zagrał wówczas tylko 22 mecze, podczas których uzyskał 15 punktów i 15 zbiórek.

Jego pracodawcami byli: New York Knicks, Memphis Grizzlies, Phoenix Suns. W żadnej z tych drużyn nie zdążył zagrzać choćby ławki rezerwowej. Po tym, jak zagraniczne zespoły przestały się nim interesować, wrócił do Polski i do 2016 roku grał w barwach pierwszoligowej Legii. Piotra Trybańskiego – traktując go w kategoriach sportowych – można nazwać upadłym sportowcem. Osiągnął o wiele więcej od niejednego koszykarza, a i tak nie potrafił wykorzystać w pełni danej mu szansy. NBA połknęło go, strawiło i wypluło w przeciągu zaledwie 3 lat.