Zaktualizowano dnia 14 kwietnia 2021
Obsada finału była w wyobrażeniu organizatorów najlepszą rzeczą jaka mogła im się przytrafić. Dwóch najwyżej rozstawionych tenisistów w turnieju i do tego posiadacze „dzikich kart”. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 2014 roku w Wiedniu. Wówczas naprzeciw siebie stanęli Andy Murray i David Ferrer. Też byli „jedynką” i „dwójką” z „dzikimi kartami”.
W mecz zupełnie nie wszedł Monfils, którzy już w pierwszym gemie oddał swoje podanie przeciwnikowi. Przegrał break pointa popełniając błąd serwisowy. Nie odrobił tej straty, a w dziewiątym gemie sytuacja się powtórzyła i znowu został przełamany. Pierwszą odsłonę pojedynku przegrał 3:6.
Zarówno Djoković jak i Francuz lepiej czują się w obronie. Z tego też powodu widzowie zgromadzeni na trybunach głównego kortu Eastbourne byli świadkami bardzo długich wymian, często sięgających nawet 15 uderzeń. Nie było spięć przy siatce i wygrywania serwisów. Był to obraz nieczęsto spotykany na szybkich kortach trawiastych. Widać było też, że obaj zawodnicy lubią się także poza kortem. Można było zaobserwować wiele gestów sympatii nawet podczas rozgrywanego finału.
Djoković jednak potrafił przejąć inicjatywę w całym meczu, returnował wyśmienicie. Forma Serba stale rośnie co jest dobrym prognostykiem przed zbliżającym się turniejem w Wimbledonie. W drugim secie długo nie dochodziło do przełamania. Stało się to w momencie meczbola dla Djokovicia. Serb tym samym ustanowił bilans bezpośrednich pojedynków z Monfilsem na 14-0. Dla Novaka Djokovicia było to drugie zwycięstwo w tym sezonie, a 68. w karierze. Wygrana pozwoli mu na nabranie większej pewności siebie przed najbardziej prestiżowym turniejem na świecie, czyli Wimbledonem.