Andy Murray numerem jeden. Tenis i jego bohaterowie.

Za nami finał ATP World Tour, którego zwycięzcą został Andy Murray. Lider światowego rankingu w meczu z Novakiem Djokovicem pokazał prawdziwą klasę. To była istna sensacja londyńskiego tourne. Brytyjczyk powstrzymał swojego przeciwnika przed osiągnięciem po raz piąty z rzędu triumfu w finałach Masters.

Z jednej strony zaskoczenie, a z drugiej spełniona przepowiednia, bowiem Djokovic od dłuższego czasu zmagał się z brakiem formy. Poprzedni mecz Serba z Thiemem dawał nadzieje na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Poprawił serwis, skuteczność. W trakcie rozgrywek wielkoszlemowych powoli odnajdywał swoją wielką pasję. Jednak w finale, czegoś zabrakło. Pierwszy set był na korzyść Murray’a, który zakończył się wynikiem 6:3. Djokovic w tym czasie popełniał wiele błędów. Grał jakby na tempo podyktowane przez Brytyjczyka. Starał się zbierać zagrania, natychmiast posyłając piłkę w kierunku niepilnowanego pola, ale bez wymiernych rezultatów. Nr jeden wśród tenisistów potrafił doskonale odczytać intencje rywala i prawie za każdym razem przecinał lot pędzącej piłki. Gdyby nie to, że zagrania serwisowe zbyt często były grane naprędce i niedokładnie, Murray dokonałby pogromu na swoim przeciwniku. Drugi set to powtórka z historii. Murray zwęszył w powietrzu krew i szedł za ciosem. Serb próbował jeszcze zachować twarz. Odrobił stratę jednego gema, aczkolwiek wyglądał już na zmęczonego. Mecz trwał już przeszło 103 minuty, aż w końcu Andy Murray, przy przewadze w gemach 5:4 wykonał serwis, a Djokovic posłał piłkę na aut. Było to jednoznaczne z wielkim sukcesem Brytyjczyka. Finał ATP należał do Andy’ego Murray’a i to on wśród opadającego konfetti wzniósł w górę upragniony puchar.