Zaktualizowano dnia 14 kwietnia 2021
Fani koszykówki mogą zgodzić się lub zaprzeczyć, ale kwintesencją tej gry nie są wyszukane kozły, czy zwody z piłką w dłoni. To samo tyczy się potężnych wsadów po udanej walce pod koszem z zaciętym przeciwnikiem. To coś więcej, coś z pozoru banalnego, jednak wymagającego od gracza niesamowitej precyzji. Na największe uznanie wśród wszystkich skomplikowanych koszykarskich zagrań zasługuje celny rzut do kosza z odległości kilkunastu metrów. Nie chodzi o liczbę punktów za trafienie. W meczu może mieć to ogromne znaczenie i bardziej opłacalne jest wykonanie rzutu za 3 punkty, lecz poruszymy inny aspekt, nie związany ze statystyką meczową.
Trafienie do kosza z odległości 6,7 i więcej metrów wymaga od gracza myślenia abstrakcyjnego, gdyż siła i pewność rzutu leży u podstaw działania, a nie analizowania. Dobry wzrok oraz koncentracja nie są wcale potrzebne by umieścić piłkę w koszu położonym na wysokości 3,05 metra. To bardziej kwestia wyćwiczenia i zapamiętywania pracy mięśni nóg oraz rąk. Obliczanie w pamięci trajektorii rzutu piłką jest zbędne. Zresztą wyobraźcie sobie sytuację, że znajdujecie się w gąszczu akcji, gdzie przeciwnik nadbiega do ciebie by odebrać piłkę. Czy jest czas by myśleć o tym, w jaki sposób posłać piłkę do przodu? Trzeba działać instynktownie. Trafianie do kosza to proces utrwalania ćwiczeń, które zbliżają do uzyskania celu, którym jest wykonanie poprawnego rzutu. Na bok kalkulatory, gdyż cała potrzebna ci siła leży w twoim ciele. To tak jak z nauką gry na instrumencie. W większości przypadków nie musisz znać nut by zagrać coś ładnego. Wystarczy byś wiedział jak trzymać instrument i jak w niego uderzać bądź dmuchać. I tak jest również z rzutami wolnymi. Gdy to poczujesz, twój mózg zapamięta ciężar piłki i drogę, która oddziela ją od kosza. Koniec końców zaprogramujesz to sobie i będziesz trafiał do celu, jak z automatu.