Początek końca kariery Rondy Rousey. Amanda Nunes rozszarpała byłą mistrzynię UFC.

Była mistrzyni UFC w kategorii koguciej, niespodziewanie uległa swojej rywalce, tuż po 48 sekundach walki. Brazylijka Amanda Nunes zdeklasowała Rondę na każdej płaszczyźnie. Była szybsza, była silniejsza, była mocniejsza psychicznie. Spotkanie obydwu zawodniczek nawet ciężko tytułować walką, gdyż była to jednostronna egzekucja. Ronda nie potrafiła wyłapać większości z wyprowadzonych ciosów przeciwniczki, choćby zwykłych prostych, które przebijały jej gardę niczym powietrze. Jeden za drugim lądowały na twarzy amerykanki, co tylko zachęcało Nunes do większej ofensywy. Aczkolwiek każdy jej atak nie był chaotyczny, a z iście jubilerską precyzją trafiała Rondę w newralgiczne punkty w okolicach nosa i łuku brwiowego. Po kilkunastu sekundach twarz amerykanki była poważnie zaczerwieniona i spuchnięta. Ostatnie chwile spędzone na oktagonie były dla niej najgorsze w przeciągu całej sportowej kariery. Najpierw prawy prosty dotarł do celu, po nim lewy, później kolejne dwie kombinacje prostych. Amerykanka zachwiała się momentalnie na nogach i plecami przywarła do drucianej granicy oktagonu. Moc ciosów sprawiła, że opuściła gardę; szukała wyjścia z opresji, ale bezskutecznie. Sędzia widząc to, od razu wskoczył pomiędzy zawodniczki i przerwał walkę. Nunes obroniła po raz pierwszy pas mistrzowski i zapowiedziała, że teraz nadszedł jej czas dominacji w UFC.

Co się stanie z Rondą? Pieniędzy jej nie zabraknie, bowiem za przegraną walkę zgarnęła kilka milionów dolarów. Na finał tejże historii wpływ miał z pewnością wynik poprzedniej walki z Holly Holm, podczas której straciła pas mistrza. Wyglądało to tak, jakby potwory wciąż tkwiły w jej głowie. Walka z Brazylijką miała być kluczem do wielkiego powrotu, a w ostateczności, okazać się może gwoździem do trumny.