Zaktualizowano dnia 14 kwietnia 2021
W pierwszym meczu finałowej rozgrywki lepsi byli kielczanie. Na parkiecie przeciwnika zwyciężyli 25:24. Jednak przed rewanżem w stolicy województwa świętokrzyskiego trener Vive Tałant Dujszebajew podkreślał, że jedna bramka zaliczki nad tak klasowy rywalem, jak Wisła, to w zasadzie tyle, co nic. Dlatego apelował do swoich podopiecznych o zachowanie koncentracji i walkę przez całe spotkanie, a kibiców zgromadzonych w Hali Legionów prosił o głośny i żywiołowy doping dla gospodarzy.
Początek spotkania zapowiadał, że mecz będzie równie wyrównany, jak ten w Płocku. Jednak zawodnicy Vive, niesieni dopingiem swojej niemal fanatycznej publiczności, szybko wypracowali kilkubramkową przewagę. I choć Nafciarze od początku starali się, jak mogli, to dopiero w drugiej połowie zminimalizowali dystans do jednej bramki, mianowicie po golu lewoskrzydłowego Lovro Mihića. Była dokładnie 40. minuta, stan rywalizacji wynosił 19:18 dla kielczan, a kibice zgromadzeni na obiekcie przy Drogosza 2 ze zdenerwowaniem obserwowali wydarzenia na boisku, bojąc się sportowego odrodzenia piłkarzy Orlen Wisły. Przez kilka minut gra toczyła się bramka za bramkę, jednak to gospodarze wciąż byli na prowadzeniu. Niestety dla płockich fanów, ich zespół nie zdołał już odwrócić losów meczu. Do tego zawodnicy prowadzeni przez nowego selekcjonera Reprezentacji Polski, Piotra Przybeckiego, nie zachowali zimnej krwi i zaczęli łapać dwuminutowe kary. To było wodą na młyn dla kieleckich szczypiornistów, którzy błyskawicznie odskoczyli rywalom na kilka bramek. Zwycięstwa do końca spotkania już nie dali sobie odebrać. Ostatecznie zwyciężyli 31:29 i dzięki kolejnej „świętej wojnie” rozstrzygniętej na swoją korzyść, po raz szósty z rzędu zdobyli tytuł najlepszej klubowej drużyny w polskiej piłce ręcznej.