Żywieniowe rewolucje – czyli o czym warto pamiętać, gdy porad udzielają ci inni.

Żyjemy w czasach niezwykłych. Dosłownie wszystko co dotyczy człowieka, otaczającej go rzeczywistości, rozwija się w zastraszającym tempie. Zostaliśmy przyzwyczajeni do wygody. Wysoka technologia, kultura i postępująca globalizacja są cechami ówczesnej epoki. Gdyby cofnąć się choćby o 20,30 i więcej lat zostawiając za sobą spuściznę XXI wieku, większość młodych ludzi miałaby wymalowany na twarzy jeden, ten sam obraz. Obraz zdziwienia, z którego głębi symbolicznie wyłaniałby się napis: „Jak żyć?”. Jednak ludzie pamiętający ten okres całkiem dobrze wtedy sobie radzili. Wspominam o tym nie bez przyczyny.

Każda epoka jest świadectwem zmian w wielu dziedzinach. Postęp jest nieunikniony, wartością stale rosnącą. I tak jest też w przypadku tematu zdrowia i dobrego odżywiania. Dawniej ludziom doskwierały inne troski. Najważniejszym problemem było to, że brakowało jedzenia. Nie było mowy o jakiejkolwiek diecie. Odczekując kilka godzin w niekończących się kolejkach do spożywczego lub mięsnego, jadło się to, co zostało na sklepowych półkach. Inną oddzielną sprawą jest kwestia chorób. Jednak trzeba oddać cesarstwu, co cesarskie. Produkty były zdrowsze i ludzie nie zmagali się z podobnymi dylematami, jak choćby teraz odwiedzając pobliski sklep. Gdy przy kasie w supermarkecie płacisz za kilka plastrów „świeżej” wędliny, tak naprawdę nie dokonujesz zakupu samego mięsa. Dochodzi do tego „podatek wodny oraz chemiczny”. Pokusa odwrócenia opakowania i zajrzenia w skład – powiedzmy sobie szczerze – nie jest aż tak wielka, ale czasem zdarzy się opanować lekturę, tak na przyszłość. Na pierwszym miejscu zawartość mięsa w mięsie wyrażona w procentach. Póki co nie potrzebujemy ściągi, ale tuż za rogiem pojawiają się napisy: emulgatory, polifosforany, azotany. Zatrzymujemy się i po chwili odpuszczamy.
– Zobacz ile tego E jest?! E tam, to jest znana firma, więc to musi być dobre. Co nie zabije to nie zaszkodzi.
I tak jest z większością produktów. Dzisiaj ciężko znaleźć do zjedzenia coś, co nie posiadałoby w sobie dodatków. Jeden od drugiego bardziej niebezpieczny. Na szczęście mamy na tyle odporne organizmy, że przez usta o wiele prędzej nie przejdzie nam surowa brukselka niż przetworzony kotlet. Nie popadajmy jednak ze w skrajności w skrajność.

Jak się przed tym bronić? Większość z Was może się nie zgadzać z wieloma rzeczami odnośnie odżywiania. Każdy poszukuje informacji na swój sposób. Jest internet, telewizja, prasa. Dobrego medium nie brakuje, a w każdym z nich mądra głowa, która ma trzy posłowie. „Możesz, musisz, będziesz” – niczym dywagacje nt. znaczenia hebrajskiego słowa timszel. Niezależnie, czy słuchasz opinii o dietetyce lub doktrynach religijnych, zachowaj dystans. Jest on chyba najważniejszy. Tym bardziej, podczas korzystania z ogólnodostępnych mediów źródłem informacji nie zawsze jest osoba, która je odkryła i udowodniła. Może jedynie przekazywać to, co kiedyś usłyszała, przeczytała. To jest nieistotne. Punktem krytycznym jest to, czy informacja jest pełna i nie zniekształcona przez autora.

Najlepszym źródłem informacji zawsze, ale to zawsze jest specjalista swojej dziedziny. Osoba, która na co dzień ma styczność z tematem i jest w stanie znaleźć remedium na konkretne problemy. W kwestii żywienia takimi osobami są dietetycy i instruktorzy fitness, trenerzy personalni. Jeśli chcesz zmniejszyć masę ciała lub nabrać jej, potrzebujesz odpowiedniego jadłospisu. Wskażą czego unikać, kiedy, jak i w jakich proporcjach spożywać produkty. Mimo wszystko, tak jak było wspomniane wcześniej, zachowajcie dystans, nawet będąc pod opieką specjalisty. Może odrobinę mniejszy. Jeżeli w przeszłości zdarzyło wam się usłyszeć od kogoś, że za mało pijesz, to ta osoba wcale nie miała na myśli tych wszystkich imprez, podczas których ominęła cię szampańska zabawa.

Temat dietetyki i zdrowego żywienia jest bardzo obszerny, więc w kolejnych odcinkach będzie poruszany. Z pewnością dojdziemy do tego, w jaki sposób osiągnąć zamierzone efekty biorąc pod uwagę optymalne koszty i jakość produktów.

Ps: zwróciliście kiedyś uwagę na to, że na niektórych opakowaniach jest informacja o występowaniu w produkcie wody lub tłuszczu, jednak nigdy nie podają wartości procentowej, jak. np. w chipsach lub w mięsie.