Najman nie powiedział ostatniego słowa. Ma wielkie plany, by z hukiem wrócić do sportu zawodowego

Wiele złego można powiedzieć o Marcinie Najmanie. Przy każdej dobrej okazji szuka zwady z innymi sportowcami. Tu można wspomnieć o epizodzie z Albertem Sosnowskim. Obaj pięściarze zostali zaproszeni do programu telewizyjnego, aby wymienić się doświadczeniami sportowymi i porozmawiać o aktualnych organizowanych walkach. Nagle na wizji Najman wycedził kilka nieprzyjemnych słów pod adresem Sosnowskiego i o mały włos nie doszło do bójki. Innym razem wdał się w ostrą grę słów z Pawłem Trybałą w trakcie konferencji PLMMA. Po raz kolejny trzeba było rozdzielać zawodników, aby uniknąć niepotrzebnych przepychanek. Mimo jego „trudnego” charakteru nie można mu zarzucić, że nigdy nie był sportowcem, a te słowa dosyć często padały z ust sportowych rywali.

O ile w mieszanych sztukach walk nie poszło mu zbyt dobrze (pod szyldem KSW przegrał 3 walki pod rząd), to w boksie nie raz udowodnił, że ma ciężką rękę. Bilans walk mówi sam za siebie. 19 razy stawał na deskach ringu i 15 razy wychodził z niego jako zwycięzca. Aktualnie wyśmiewany przez wszystkich, niegdyś był poważanym bokserem.

Po kontuzji kolana, która była wynikiem wielu stoczonych walk i odbytych treningów, musiał przystopować swoje treningi i poddać się operacji. Jednak po czasie powrócił na salę treningową i zamierza wziąć udział w kolejnych walkach. W przyszłości chciałby obronić tytuł mistrza wagi ciężkiej organizacji WKU w kickboxingu, w międzyczasie stoczyć jeszcze walkę na zasadach bokserskich z Albertem Sosnowskim oraz utrzeć nosa „Trybsonowi” w walce MMA. Jak widać, jego plany wyraźnie skupiają się na „życiowych wrogach”, więc całkiem możliwe, że aspekt sportowy ma tu mniejsze znaczenie od osobistej wendetty.