Podopieczni Dujszebajewa bez szans na awans. Dobre złego początki reprezentacji Polski.

Pierwszy mecz Polaków z Norwegami, choć przegrany to jednak należy zaliczyć go w poczet udanych spotkań. Zastępujący w bramce Sławomira Szmala, Adam Malcher był najsolidniejszym punktem zespołu i to dzięki niemu mecz nie zakończył się wielką porażką. Na niepisany sukces złożyli się również Tomasz Gębala, Michał Daszek, czy Rafał Przybylski, którzy dosyć często wykorzystywali okazję do strzelenia bramki. Na koniec spotkania, tablica wyświetliła wynik 20:22 dla Norwegów, ale moralne zwycięstwo znajdowało się po stronie reprezentacji Polski. Zespół budowany praktycznie od podstaw, całkiem dobrze poradził sobie w meczu ze Skandynawami.

Nieco innych emocji dostarczyły nam dwa kolejne mecze, najpierw z Brazylią, a później z Rosją. Niestety, obydwa z nich zakończyły się porażką o wiele większą niż z Norwegami. W meczu z Brazylijczykami, nic nie grało dobrze w zespole Dujszebajewa. Począwszy już od startu meczu, kilka niegroźnych sytuacji w wykonaniu przeciwników, zamieniło się na 5 goli. Gdy posiadali przewagę przekraczającą 7 bramek, było już pewne, że ten mecz nie zakończy się korzystnie dla Polaków. I tak też się stało. W drugiej połowie polscy szczypiorniści starali się odzyskać utracone bramki, lecz zabrakło skuteczności i pomysłu na grę, który co rusz podrzucał im trener. Przegrana 28:24 postawiła nas w niezręcznej sytuacji.

Mecz z Rosją miał być meczem o być albo nie być w turnieju, a więc wszystko zostało rzucone na szalę tego spotkania. I znów nie udało się zaliczyć rosyjskiego testu. Przeciwnicy wykorzystali brak skupienia i popełniane błędy w trakcie pierwszej połowy. Tak, jak w meczu z Brazylią, Polacy szturmem wzięli drugą połowę. Gdyby pierwsza połowa meczu nie zakończyła się 4-bramkową przewagą Rosjan, mielibyśmy remis, a tak sędzia zagwizdał i zamknął spotkanie wynikiem 20:24.