Starcie gigantów tenisa. Było wszystko, czego można było oczekiwać po finale turnieju w Melbourne.

29 stycznia odbył się finał Australian Open z udziałem Rogera Federera i Rafa Nadala. To był mecz bogów tenisa. I tak można by zakończyć recenzję niniejszego spotkania. Wynik jaki by nie był, jest nie istotny. Ważniejsze jest to, że szybko o nim nie zapomnimy. Tego dnia na korcie starły się siły do siebie przeciwne. Do Szwajcara przylepiła się etykietka atakującego, perfekcjonisty serwisów i nieprzeciętnych zagrań. Z kolei Hiszpan to typowy obrońca swojej części kortu. Stawia na wytrzymałość i cierpliwość. Po złączeniu tych dwóch skrajnych profili taktyki, otrzymaliśmy kwintesencję tenisa ziemnego.

Kto okazał się wielkim zwycięzcą? Który z wielkich graczy wykazał się niezachwianą równowagą emocjonalną i fizyczną? Mimo wysokiego kursu, jaki opiewał na Federera u bukmarechów, to właśnie Szwajcar przypomniał sobie, jak bardzo kocha ten sport. Z Nadalem męczył się przez 5 setów i w końcu dopiął swego, zwyciężając 18 raz turniej wielkoszlemowy.

Mecz był niezwykle zacięty. Żadnemu z nich nie udało się zdominować rywala. Piłka do samego końca była po trochu na połowie Nadala i Federera. Pierwszy set należał do Federera, kilkanaście minut później Hiszpan wyrównał wynik, wygrywając seta 6:3. W przebiegu całego spotkania, tylko 3 runda była jednostronna. Szwajcar znów wyrwał punkt setowy. Rafael wychodził z siebie by zatrzymać rakietowe serwisy. W ostateczności 4 punkt należał do Hiszpana. W decydującym secie, w finale Australian Open, Federer popełnił kilka znaczących błędów i zwycięstwo oddalało się od niego coraz szybciej. Aczkolwiek Szwajcar nie raz wychodził z gorszych sytuacji i po chwili stało się jasne, że tak też się stanie i tym razem. Pokonał Hiszpana 6:3. Roger Federer poprawił swój własny rekord zwycięstw w męskich meczach singlowych.