Gdy zaczyna brakować siły. Kreatyna nie należy do grupy sterydów.

W otoczeniu mniej doświadczonych sportowców, a także osób, których aktywność fizyczna pozostawia wiele do życzenia, krąży niepochlebna opinia na temat suplementów diety. Z kolei czynni sportowcy, dla których 3-dniowy trening w ciągu tygodnia to coś całkiem naturalnego, chwalą sobie środki uzupełniające braki w organizmie. Skąd wynikają te rozbieżności? Jest to pewien rodzaj niewiedzy, przeświadczenia o czymś, że coś jest złe. Media karmiły nas do tej pory wieloma różnymi teoriami w związku z zażywaniem środków „dopingujących”, ale jest ogromna różnica między suplementami diety, a sterydami lub inaczej mówiąc, hormonami wzrostu.

Przykładem niech będzie kreatyna. Jest prawdopodobnie jednym z najbardziej rozpowszechnionych suplementów wśród aktywnych sportowo osób. Można bez przeszkód zażywać ją przez cały cykl prowadzonych treningów i w żaden sposób nie przyczynia się do pogorszenia stanu zdrowia. Kreatyna występuje w ludzkim organizmie, jednak jej poziom jest stały. Uzupełniając ją w formie syntetycznej, możemy zintensyfikować treningi, podnosić większe ciężary i wydłużyć okres ćwiczeń. Powodem tego jest szybki przyrost energii, którą uzyskuje się poprzez gromadzenie fosfokreatyny powstałej w czasie syntezy kreatyny w wątrobie. Wraz z krwią przedostaje się do komórek mięśniowych i pozwala zregenerować deficyt energii. Dzięki niej, mówiąc krótko, mamy więcej siły do obciążających ćwiczeń. Stosowana regularnie pobudza proces anaboliczny – przyrost siły jest proporcjonalny z przyrostem masy mięśniowej. A wszystko to dzieje się w sposób „naturalnie legalny” i przede wszystkim zdrowy dla organizmu.
Przyszedł czas, by ściągnąć klapki z oczu. Kreatyna nie jest sterydem, nie ma wysokiego progu inwazyjności jak w przypadku środków ciężkiego kalibru. Wspomaga jedynie rozwój siły oraz nieznacznie poprawia sylwetkę.