Kilka słów o niezdrowym odżywianiu. Predylekcja do królewskich obyczajów – czyli jak jeść żeby nie zwariować.

Kontemplacje na temat podejrzanego menu zacznijmy od kwestii oczywistych. Nie wszyscy zaakceptują kuchenne rewolucje, a ci o mniejszym poziomie cierpliwości, od razu pękną na widok słodkiej bułki. Przyzwyczajenia unormowały w pewien sposób styl odżywiania się i nie tak łatwo zrezygnować ze starych nawyków. Oprócz osobistych zmagań, dochodzą do tego jeszcze działania marketingowe, które co rusz, atakują nas obrazem przyjemności i spełnienia, tuż po zażyciu proponowanego produktu. Warto nadmienić choćby o wszelkiego rodzaju chipsach, batonach, waflopodobnych przysmakach. Nie da się zataić prawdy, że są po prostu pyszne i jednocześnie funkcjonalne. Kilka Laysów potrafi rozkręcić nudną imprezę, a czekolada może pobudzić do zrobienia wielkich rzeczy. Prawdą być może, że są to współczesne narkotyki, bowiem wywołują tożsame uzależnienie co środki produkowane z dala od wścibskich oczu. Inne objawy, odmienne konsekwencje zażycia, lecz stale dostarczane do organizmu powodują charakterystyczne dla siebie choroby. Pierwsza faza jest dla nas bardzo przyjemna. Atak kubków smakowych potęguje nieznaczne napięcie. W ośrodkowym układzie nerwowym uwalniają się endorfiny, dzięki którym mimowolnie zaczynamy się uśmiechać. Jeśli nie zdążymy powstrzymać łaknienia, jak z automatu przejdziemy do fazy drugiej, tzw. objadania się na siłę. Jest to zjawisko dosyć popularne wśród osób mających problem z pozostawieniem reszty na później. Widok rozpoczętej tabliczki czekolady uruchamia proces podświadomego niezaspokojenia i w tym przypadku robimy wszystko, by jak najszybciej zniknęła. W ostatecznym rozrachunku, to co przed chwilą zjadłaś/eś, zostanie wchłonięte przez cały organizm. Negatywnych efektów nie poczujesz od razu, lecz z czasem kontrolne badania wykażą nieprawidłową prace niektórych z twoich wewnętrznych komponentów, w szczególności układ krwionośny, trawienny, a nawet nerwowy. Jeśli to nie zadziałało na twoją wyobraźnie, to powinny takie słowa jak: miażdżyca, cukrzyca, nadciśnienie, nadmierna senność, przemęczenie, choroby nowotworowe, paradontoza, osteoporoza, zaćma, czy rozedma płuc. Paradoksalnie prowodyrem omawianych chorób są na pozór niegroźne składniki większości słodyczy i „śmieciowego jedzenia”. Co więcej, gdyby ich zabrakło, sytuacja mogłaby być o wiele gorsza. Mowa w tym miejscu o cukrze i tłuszczach roślinnych. Z jednej strony pomagają utrzymać właściwą równowagę dietetyczną, czy poziom insuliny, a z drugiej, nadużywanie ich prowadzi do zmian na płaszczyźnie fizycznej i psychicznej.

Tego typu jedzenie nie jest jednak złem wcielonym. Stworzone po to, by zaspokajać pragnienie naszego żołądka. Wspólne dobro o mianowniku neutralnym. Aczkolwiek wartość, oznaczająca ilość spożywanych produktów, powiększona przez niekontrolowane skłonności, sprawia, że zwykła przekąska staje się nadrzędnym posiłkiem, zastępującym miejsce dla standardowego obiadu. Wtedy pojawia się problem. To niczym walka stylizowana na wzór dobrej i ciemnej strony mocy. O zwycięstwie nie zadecyduje strach lub przepowiednie. Cała nadzieja tkwi w sile charakteru. Możesz pozwolić sobie na bycie bohaterem, maczając od czasu do czasu palce w rozpływającej się czekoladzie. Zasada mówiąca o tym, że jesteś tym co jesz, jest nieadekwatna do żadnego człowieka, bowiem to tylko zdanie wypowiedziane przez obce usta. Człowiek jest dokładnie tym, kim tylko chce być i może jeść jak chce. Aby dowiedzieć się kilku słów prawdy o sobie, nie musisz zaglądać do lodówki i wskakiwać na wagę przed i po posiłku. Nawet jeśli masz lekką nadwagę, ale uprawiasz sport i starasz się odżywiać zdrowo, nie bój się słodyczy i innych spożywczych dobrodziejstw. Powiedzmy sobie szczerze – sporadyczne odwiedzanie „starych przyjaciół” nie przesądzi o naszym losie.