Sypiając z wrogiem. W jaki sposób zachować dietetyczny savoir vivre?

Jedzenie naszym przyjacielem jest, ale gdy w grę wchodzi indywidualna dieta, zarówno dla zawodowców jak i amatorów sportu, niektóre zasady żywienia trzeba traktować jak swoisty dekalog życia.

Nikt z nas nie lubi dietetycznych regulaminów. Niechęć ta wynikać może nie tyle z powodu sfery produktów w jakiej powinniśmy się na co dzień obracać. Główny problem leży po stronie kalendarium stosowania diety. Ścisłe metody spożywania ustalonych wartości odżywczych w odpowiedniej dawce energetycznej, które każde z osobna pełnią ważną rolę w budowaniu masy mięśniowej lub wspomagają spalanie zalegające tłuszczyku. Złota zasada ma swoje ujście w realnych efektach. Po pierwsze, z rana porządne śniadanie składające się z dużej ilości węglowodanów, białka oraz tłuszczy. To podstawowy przydział, który pełni rolę strażnika, prowokatora i sędziego. To, co zjemy w pierwszych godzinach po przebudzeniu utrzyma naszą sprawność fizyczną i mentalną aż do późnego popołudnia, więc aby nie zachwiać gospodarki organizmu trzeba dostarczyć dobrej jakości produktów pszennych, nabiału, a także owoców. W przeciwnym razie usłyszymy ostrzeżenie od kierownika żołądka, który bez wahania oznajmi przewinienie wyraźnym sygnałem dochodzącym z wnętrza naszej „firmy”.

Jeśli do tej pory grałaś/eś czysto to przejdźmy do kolejnego kroku, jakim jest organizacja obiadu. Zawsze zwracaj uwagę na to, by był bogaty w białko i tłuszcze. Udowodnione jest, że cząsteczki białka rozbijają się tylko i wyłącznie w tłuszczu, dlatego nie żałuj sobie żadnej z tych rzeczy. I przechodzimy do meritum, punktu zbornego, który zadecyduje o tym, czy zdasz swój ostateczny egzamin z pozytywnym wynikiem – kolacja. Dla niektórych podwieczorek i zarazem finał dziennych przyległości z jedzeniem w tle. Banał, ale jakże istotny. W wieczornych godzinach zawsze głosuj na białko, tylko z jedną uwagą. Pamiętaj, że ostatni posiłek musi być spożywany 3-2 godziny przed snem. W trakcie snu metabolizm zostaje drastycznie spowolniony i w związku z tym nadwyżka wchłoniętej energii nie będzie właściwie spożytkowana. Automatycznie to, czego nie zdążymy spalić przed snem, zamieni się w izolacje ciała. Dlatego jedno wielkie NIE dla nocnych wypraw do lodówki.